Karuchna
Jam Instruktor!
Dołączył: 19 Gru 2010
Posty: 745
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: znienacka
|
Wysłany: Czw 18:13, 30 Gru 2010 Temat postu: Sprawdzian w ujeżdżeniu klasy L - z MissK [26.12.2010] |
|
|
Zajechałam do Star Horses z uśmiechem na twarzy - co z tego, że sypie śnieg, ze wieje wiatr i że jest ślisko na drodze? Od tego jest stajnia, żeby zapomnieć o warunkach pogodowych, zrelaksować się i popracować z końmi! Dzisiaj moim celem był Valiente Caballo - 6-letni andaluz. Zobaczymy, co z tego będzie. Na początek zajrzałam na halę, przed wejściem uprzedzając głosem moje wejście, na szczęście w środku nikogo nie było, posprzątanie wczorajszego parkuru zabrało mi dłuższą chwilę. Rozstawiłam płotki czworoboku 20mx40m. Upewniłam się, ze wyszedł prostokąt, nie trapez czy równoległobok i wyszłam przymykając, ale nie zatrzaskując drzwi. Ruszyłam w stronę stajni brnąc przez zaspy śniegu. Otworzyłam drzwi stajni zamykając je starannie za sobą, ale i tak do stajni zawiało lodowate powietrze. Powitały mnie kilka zaciekawionych łepków, na co odpowiedziałam cmoknięciem. Ruszyłam w stronę najbardziej wyciągniętego z boksu i zajętego ogryzaniem tabliczki boksu pyska. Stanęłam przed boksem ogierka z założonymi rękoma, brwi zniknęły w mojej grzywce czekając, aż koń zorientuje się ze ma gościa. Wcale nie speszony zerknął na mnie, chwilowo ignorując. W końcu zwróciłam na sobie jego uwagę szeleszcząc jakimś papierkiem w kieszeni. Poderwał łeb gwałtownie zdając sobie sprawę z mojej obecności. Wyciągnęłam do niego rękę i pogłaskałam delikatnie po kości nosowej. Uszy mu się rozjechały na boki, najwyraźniej nie wiedział co robić. Przejechałam ręką po jego szyi, najwyraźniej zaczynało mu się podobać. Uśmiechnęłam się, poklepałam go i odsunęłam się od boksu Valka, żeby wziąć jego sprzęt ujeżdżeniowy i do czyszczenia. Wróciłam, kładąc sprzęt na ziemi i zawieszając siodło i ogłowie na wieszaku przy boksie. Uchyliłam drzwiczki w boksie ogierka tak, by moc wejść, ale żeby mu się nie umyśliła ucieczka. Na początek zabrałam się za założenie mu na grzbiet czapraka, ale cwany uskoczył. Spróbowałam ponownie - bez skutku. Tak się bawić nie będziemy. Przywiązałam go uwiazem do krat boksu i już w spokoju założyłam siodło, podpięłam do niego czaprak i zapięłam popręg. Szybko uporałam się z ogłowiem, mimo że za pierwszym razem Valek zadzierał pysk próbując mnie przechytrzyć. Dostał w chrapy i stał już bez popisów, potulnie. Ogląda się za mną, trąca chrapami zaciekawiony, podczas gdy zakładałam mu owijki. Jak podejrzewałam - wyglądał w brązie fenomenalnie! Wyprowadziłam go z boksu, narzuciłam brązowo-beżową derkę w kratę, żeby zgrzany nie wychodził na mróz po treningu. Wyprowadziłam go w ręku na halę chwytając po drodze swój kask i bata ujeżdżeniowego. Bata? A niech to, swojego zostawiłam w samochodzie! T.T Zajrzałam do siodlarni - pusto! Koń dobiera mi się do kostki siana wyrywając rękę, nie ma co, trzeba do samochodu. Wyprowadziłam ogiera przed stajnię przekładając wodze przez szyję, żeby móc go prowadzić. Otworzyłam samochód i wyciagnęłam z bagażnika upragnionego bata. Kiedy się odwróciłam,l chcąc zamknąć samochód - wybuchnęłam śmiechem. Ten poważny macho, demonstrant przeglądała się w lusterku z wywalonym jęzorem strzygąc uszami! Poklepałam go po szyi, zamknełam samochód, co mój towarzysz skwitował krótkim kwikniecie na widok migających świateł i ruszyliśmy w stronę hali.
Zamknęłam za nami drzwi hali zatrzaskując je solidnie i wprowadziłam ogiera możliwie na środek hali tak, by nie wejść na czworobok, na nim pracować będziemy po rozgrzewce. Zdjęłam z Vala derkę składając ją i odkładając na bandę, gdzie miała czekac na koniec treningu. Podciągnęłam popręg, podprowadziłam ogiera kilka kroków wprzód sprawdzając, czy wszystko okej. Odwinęłam, dopasowałam strzemiona i założyłam kask. W tym czasie Val z uporem osła z prawdziwego zdarzenia wąchał moje plecy oraz miejsce w którym tracą one swą szlachetną nazwę, wywołał tym u mnie kolejny wybuch śmiechu. Co jak co, ale praca z nim zapowiadała się bardzo ciekawie, kiedy przełamaliśmy już pierwsze lody. Wsiadłam na ogiera ze schodków, żeby nie zniszczyć siodła. Przytrzymałam go, żeby ruszył dopiero po wyraźnym znaku z mojej strony. Poklepałam, łydka aktywizująca, kieruję Vala na wydeptaną dróżkę przy bandzie. Jakieś 7 minut aktywnego stępa na luźnej wodzy w jedną stronę, później zmiana kierunku przez półwoltę, żeby nie wchodzić na czworobok i około 7 minut w drugą stronę. Ogierek jest spokojny i rozluźniony, takt stępa jest równy, miękko niesie. Dociągnęłam popręg o jakieś dwie dziurki. Po takim 15 minutowym rozgrzaniu w stępie, na które czasu nigdy nie szczędzę, na prostej, po ścianie kłus rozprężeniowy, jedynie odrobinę zebrałam wodzę, by mieć an koniem lepszą kontrolkę. Od czasu do czasu czuję, że ściąga do środka, w stronę ustawionych płotków, ale wszystkimi pomocami go od tego odpędzam, szczególnie używając wewnętrznej łydki i zewnętrznej wodzy. Zmiana kierunku przez półwoltę o promieniu 5m, kłus na drugą nogę. Stopniowo dojeżdżam do ręki, powoduję chód bardziej aktywny, by zaangażowany został zad. Stopniowo, bez pośpiechu. Po jakimś czasie kręcę wolty, w obie strony zmieniając co jakiś czas kierunek przez pólwoltę, by utrzymać jednakowe rozgrzanie na obu nogach. Wolty na początku obszerne, stopniowo zwężające się. Między ustawionymi pachołkami slalom - zwolniłam ogiera, delikatnymi pólparadami koncentrując jego uwagę. Chyba pierwszy raz robił takie ćwiczenie - był mało skrętny i szczególnie tyłem strącał pachołki. Poprawiłam jedynie na tych, które jeszcze stały, nie miałam siły z ogiera schodzić i je ustawiać - trzeba będzie zanotować dla Karuchny. Przejście do stępa, poklepałam Vala po szyi, dociągnęłam popręg o dziurkę. Trochę się ociągałam, pora się sprężyć. Dosłownie chwilka na odsapnięcie i zagalopowanie ze stępa, odpowiednio wcześniej ogier przygotowany półparadami. Szczerze mówiąc, zapomniałam trochę o przestrodze Karuchny o tym, że ogier ma problemy ze zrozumieniem, że to jeździec kontroluje tempo galopu, nie on. Ocknęłam się trochę za późno. Vakl stopniowo się napędzał, nakręcał, a na wszelkie pomoce ograniczające albo nie reagował, a gdy stały się zbyt mocne - oddawał bryknięciami. Żeby mu przypomnieć, że jednak musi się liczyć z moim zdaniem użyłam wcale nie delikatnie bata - do razu się pohamował. Z gruboskórnymi facetami tak trzeba Laughing Później udało mi się utrzymać równe, ale nadal trochę zbyt szybkie tempo galopu. Przejście do kłusa, zmiana kierunku i po minucie zagalopowanie. Od razu gotowa raczej na hamowanie niż pchanie do przodu kontroluję tempo cały czas. Ogier najwyraźniej czując tę "presję" nie fikał i szedł jak Bozia przykazała. Tempo energiczne, aktywny zad, ładnie pracujące mięśnie, raczej bez zmian w tempie, przy odpuszczaniu wodzy odpuszczał również i ładnie z psykiem, schodząc w dół. Dojechałam ponownie do ręki, dwie wolty w galopie, jedna obszerna o promieniu 10m, druga o promieniu 5m. Takie same wolty na drugą nogę i przejście do stepa po wyjechaniu na ścianę. Poklepałam obficie i podjechałam stępem na luźniejszej wodzy do bandy, aby przypomnieć sobie program ujeżdżeniowy L2. Przedstawiał się on następująco:
AX Wjazd kłusem roboczym. Zatrzymanie, ukłon, ruszyć kłusem roboczym
C W prawo
B W prawo
E W lewo
A Stepem pośrednim
FXM Step swobodny
C Kłusem roboczym
E Pół koła w lewo o średnicy 20 m
Przed B Galopem roboczym z lewej nogi
Kolo w lewo o średnicy 20 m
Na wprost
Pomiędzy B i M Kłusem roboczym
E W lewo
B W prawo
E Pół koła w prawo o średnicy 20 m
Przed B Galopem roboczym z prawej nogi
Koło o średnicy 20 m
Na wprost
Pomiedzy B i F Kłusem roboczym
AX Na linie środkową
Zatrzymanie, ukłon
Więc po tym długim wstępie zaczynamy właściwą pracę. Dojechałam ogiera do ręki, ustawiłam dobrze na pomoce, poprawiając każdy detal, ponieważ koń, gdy chciał, widać było na prawdę poprawnie ujeżdżonego, młodego ogiera. Zakłusowanie i wjazd na czworobok kłusem roboczym. Jade po prostej, trzymając Vala w pomocach, by nie wyszedł z wjazdy wężyk. Tempo energiczne, Val jest odrobinę spięty, chyab płotki czworoboku wywierają na niego pewną presję. Kłus jest jednak regularny, dynamiczny, koń nie gubi taktu i ma dobrą równowagę. Tylne kopyta, jak najbardziej prawidłowo, mniej więcej wkraczają w ślady przodów. Na X zatrzymanie, odchyliłam się lekko do tyłu, zatrzymanie w porządku. Złapałabym się za głowę, gdybym mogła puścić wodze. Zapomniałam o zatrzymaniach! Ale najwyraźniej ogier nie miał z nimi problemu, najwyżej miała poprawić swój błąd po przejeździe. Ukłoniłam się, złapałam ponownie wodze i zakłusowanie kłusem roboczym. Miałam wrażenie, że odrobinę się rozluźnił, ale na pewno wiele brakowało do ideału, stresował się. W zasadzie miał prawo - siedziała na nim obca osoba. Prz C w prawo - staram się oddziaływać na ogiera tak, by jak najpilniej wyjeżdżał narożniki - dla większości sędziów, których znałam to akurat było zmorą. W B i E zmiana kierunku przez ujeżdżalnięm, dokładnie wyjeżdżam pojedyncze tabliczki z literkami czworoboku, dbając o każdy detal. Val prezentuje się zapewne perfekcyjnie, chciałam, by jego przejazd był również oszałamiający. W A przejście do stępa pośredniego - tylne kopyta poprawnie przekraczają ślady przednich, ogierek podryguje do taktu chodu łbem, co przyjmuję miękkim nadgarstkiem i przyjemnym dla niego kontaktem w pysku. Przy F przekątna przez X do M stępem swobodnym - odpuściłam na wodzy pozwalając na całkowitą swobodę w wyciągnięciu i obniżeniu szyi oraz pyska. Ogier nie do końca chciał się rozluźnić i spuścić łeb, wiec ćwiczenie wyszło jako tako, na naciągane 5-. W C zakłusowanie kłusem roboczym, szybka reakcja ogiera na moje pomoce. Przy E pól koła w lewo o średnicy 20m, co ogierowi problemu nie zrobiło, poprawnie ustawiony, wyginał się zgodnie z kierunkiem ruchu, nie wypadając żadną partią ciała. Zagalopowanie na lewo, przy poprawnym ustawieniu wyszło bez problemu, pilnuję, stale kontroluję tempo, upominając ogiera głosem pod nosem, aż odchylała uszy zdziwiony co tam mamroczę. Trochę chyba na tym sie zgubił, bo galopował równo, bez uciekania, zmian tempa, na dobrą nogę, wyraźnie zaakcentowany trójtakt odbijał się echem po pustej hali. Koło na szerokosc czworoboku w lewo, Val dodał zdecydowanie, co starałam się pohamować, by nie zepsuł nam całego pzrejazdu, na szczescie się opanował i możnaby nawet uznać, ze sędza na zawodach zajęty rozmową mógłby tego nie zauważuyć. Ale badź co bąź - to był błąd, który należało poprawić. Wyjazd na ścianę, pomiędzy B i M przejście ponowne do kłusa roboczego, koń natychmiast zareagował na pomoce, wcześniej przygotowany półparadami do zmiany chodu. Pochwaliłam krótko głosem zauważając z satysfakcją, że dobrze to na niego działa. Między E i B zmiana kierunku przez ujeżdżalnię, skoncentrowana raczej na uspokojeniu ogiera po galopie niż wyjeżdzaniu narożników niedokładnie wyjechałam tą figurę. Pół koła w lewo o promieniu 10m, czyli na szerokość czworoboku - bez problemu, byłam zadowolona z jego wyginania się na dużym kole. Powinien był poćwiczyć jednak skrętność na wcześniejszym slalomie, duże promienie nie sprawiały mu kłopotu. Przed B, właściwie idealnie w B, zagalopowanie na prawo, tempo regularne i niezmienne, ale na pewno widać było z boku, że trochę z koniem walczę o to tempo. Drugie koło w galopie o niebo lepsze, zachowana niezmienność tempa, ładne wygięcie się konia, figura była wyjechana perfekcyjnie ze strony konia. Ja wyglądałam pewnie trochę mniej atrakcyjnie, bo musiałam Valka hamować, ale całość z pewnością nieźle by się zaprezentowała na zawodach. Przejście do kłusa roboczego w B, trochę za późna reakcja na pomoce, ale hamowanie zaczęłam odpowiednio wcześnie, wiec wyrobiliśmy się w literce. Wyjazd na środek, na X zatrzymanie. Dopiero teraz obydwoje mogliśmy odsapnąć i zobaczyć jak na prawdę jesteśmy zmęczeni, kiedy adrenalina opadła. Pochwaliłam głosem za spokojne zatrzymanie, ukłoniłam się niewidzialnemu sędziemu.
Poklepałam ogiera obficie, jak na początki przygody z ujeżdżeniem sprawdził się ładnie. Rozstępowałam go, poluźniając popręg i na ludniejszych wodzach, na środku hali zatrzymałam, zwinnie ześlizgnęłam się na ziemię, zwinęłam strzemiona, okryłam ogiera derką i pomiziałam chwilę po pysku. Odprowadziłam do stajni, rozsiodłałam, okryłam derką i wrzuciłam do żłobu wysuszone talarki banana, świeże talarki marchwi, wymieszane z miodem. Valkowi aż się szerzej oczy otworzyły na ten słodki widok! Uśmiechnęłam się, sprzątnęłam po sobie w stajni i w hali i pojechałam do domu z zamiarem odwiedzenia Karuchny, żeby zdać jej relację z treningu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|