Skrzydlata
Kochana Pensjonariuszka
Dołączył: 01 Lis 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:02, 08 Sie 2012 Temat postu: Starty z miejsca, czyli pokażmy, jak potrafimy być posłuszne |
|
|
Kolejny trening z serii: „błoto nie boli, ale może ubrudzić”. Coś się na nas uparło, żeby akurat jak ja chce treningu z Tiss, to poprzedniego dnia pada. I tak pięknie się złożyło, że na starty z miejsca przyszło błotko. Cudnie.
Koń stał czysty, wręcz szczęśliwy ze swej czystości – tak działa lord. Zupełna czystość, ani grama brudu czy kurzu. Koń zwarty i gotowy do treningu: koreczki, związany ogonek oraz osiodłany i okiełznany.
Dzisiaj na tor wyruszyłam samotnie, jednak Tiss nie sprawiała problemu – rozpoznała drogę i momentalnie zaczęła ciągnąć na tor. Nienormalny kobył, ale chociaż biegać jej się chce.
Wparowałyśmy na to niemal galopem, a już na pewno kłusem. Musiałyśmy wyglądać, jakbyśmy z buszu uciekły – ja roztrzepana, ona z rozwianym ogonem (o tyle o ile się dało) i wpadamy na tor, po czym zaczynamy ostro kłusować w kółko, a potem przeszłyśmy do galopu i delikatnie wstrzymywana kobyła popędziła tak, że przegoniła ścigające się rumaki z tej stadniny. Szok.
Gdy już byłyśmy rozgrzane, jako tako, zatrzymałyśmy się na jednej pozycji, przygotowując się do startu. Znowu wszyscy na nas patrzyli dziwnie.
- No co, kurde, nie można uczyć konia posłuszeństwa? Co, jak co, ale wasze wyrywają tylko, żeby się ścigać. Stań no jeden z drugim, to zobaczymy, kto ruszy bez fall startu albo w ogóle ruszy, to jest mistrzu.
Większość odeszła ale dwóch jeźdźców zostało ze swoimi szkapami. Ustawili się obok mnie i przygotowywali do startu, jednak kiedy tylko podnieśli swoje zadki z siodła, to ich konie zaczynały tańczyć i wyrywać do przodu. Tiss stała, jak zaczarowana w jednym miejscu.
- Problem? – zapytałam dwójcy, która starała się opanować konie.
Kombinowali, świrowali, a konie i tak nie bardzo ich słuchać chciały. Olałam i sama sobie ruszyłam. Tiss poszła od jednego puknięcia palcatem w dupkę. Nie puściłam jej pełnym tempem, ale trochę podgalopowałyśmy i znowu wyhamowałyśmy do stój. Już nikt nie chciał się z nami mierzyć, wszyscy mijali nas i patrzyli z podziwem, że potrafię zatrzymać maszynę do biegania.
Ruszyłyśmy sobie spokojnie kolejny raz. Tym razem Tiss nawet nie miała ochoty zasuwać, wiedziała, że i tak ją zatrzymam. Kobył szedł równo, nie za szybko, więc szybko wróciłyśmy do stój. Poklepałam ją, po czym ruszyłyśmy ostatni raz. Tym razem nie co ją pognałam, żeby zrobiła jedno kółeczko w galopie. Klaczka szła równo, tak jak chciałam, niezbyt szybko, tak spokojnie, jak na długi dystans.
Poklepałam ją ostatni raz, kiedy zwalniałyśmy do kłusa. Tutaj spokojnie sobie pokłusowałyśmy do uspokojenia oddechu, a potem rozstępowanie. Ludzie patrzyli na nas kątem oka, widziałam to, mam nadzieję, że Tiss nie raz im pokaże, na co ją stać.
Po porządnym rozstępowaniu pojechałyśmy z Vries do naszej stajni, gdzie ją rozsiodłałam i zdjęłam ogłowie. Tiss po raz pierwszy okazała mi jakieś emocje – przez pięć sekund przytuliła swój łeb do mojej piersi. Dziwne uczucie przy tak nieuczuciowym koniu. Dałam jej smakołyk, który wizięła delikatnie z mojej dłoni i zostawiłam ją w boksie – znowu zapowiadało się na deszcz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|