Skrzydlata
Kochana Pensjonariuszka
Dołączył: 01 Lis 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:54, 15 Cze 2012 Temat postu: Mała rundka po okolicy |
|
|
Pełna pozytywnej energii poleciałam do Bałtyckiej, co by się zająć moja Tissaiką. Klaczka stałą sobie w dereczce w boksie i powoli skubała sianko. Pełna gracji podniosła łeb, kiedy zawołałam ja po imieniu. Pogładziłam ją lekko po zaróżowionych chrapkach i poszłam po sprzęt.
Wyprowadziłam Tiss z boksu, po czym uwiązałam starannie do pierścienia. Zaczęłam ją czyścić, jednak niewiele tego było, gdyż klacz nie pozwoliła się sobie zabrudzić, dodatkowo derka ją przed tym uchroniła. Tak więc przetarłam ja w sumie wilgotną szmatką, wyczyściłam kopyta i osiodłałam.
Wyszłyśmy przed stajnię, gdzie wsiąść pomogła mi Karr. Pogładziłam Tiss po szyi, gdyż stała grzecznie i czekała na mnie, aż się usadowię.
Ruszyłyśmy w teren, tak, jak sobie zaplanowałam. Wybrałam łatwy, niedługi szlak, na którym była ładna, jedna długa prosta, na której planowałam galop. Najpierw jednak musiałyśmy się rozgrzać.
Oczywiście szłyśmy sobie stępem. Tiss miała sporo energii, więc kroczyła chętnie przed siebie. Tak więc okolice zwiedzałyśmy w tempie szybkim, ale i tak wolnym jak na konia wyścigowego.
Po kilkuset metrach zakłusowałam, uprzednio usadawiając się wygodnie w mini siodełku bez zakładania strzemion. Klacz była w miarę wygodna, więc nie narzekałam na poobijaną tylną cześć ciała. Stopniowo przyspieszałyśmy, gdyż do prostej był spory kawałek, a Tiss już się lekko wyrywała.
W kłusie pokonałyśmy odległość dzieląca nas od prostej. Tam zwolniłam Tiss i włożyłam nogi w strzemiona. Wystarczył drobny sygnał, a klacz ruszyła kłusem i zaraz galopem. Szła wariatka mocno przed siebie, chociaż wyraźnie nie pasował jej wzbijany kopytami kurz – kuliła uszy i machała ogonem. Była tak zła, że gnała coraz szybciej i szybciej.
Kiedy wiedziałam, że prosta nam się kończy, zwalniałam ją powoli, do kłusa, w którym miałyśmy pokonać kawałek i przejść do stępa. Tiss zareagowała bez problemu, po czym wyjęłam sobie nogi ze strzemion i spokojnym kłusikiem szłyśmy prosto przed siebie.
Tiss była delikatnie zdyszana, ale bardzo niewiele, praktycznie nie zgrzała się.
Gdy do stajni został kilometr, przeszłyśmy do stępa. W luźnej pozycji klacz człapała sobie, dość energicznie, ale już dużo spokojniej.
Dojechałyśmy do stajni, gdzie zeszłam i zaprowadziłam klacz do stajni. W boksie zdjęłam z niej siodło i ogłowie, po czym zostawiłam samą, aby odpoczęła po tej krótkiej, intensywnej przejażdżce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|