Dirnu
Jam Instruktor!
Dołączył: 19 Wrz 2012
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:19, 26 Gru 2012 Temat postu: Skoki (26 Grudnia 2012) |
|
|
James spadł z łóżka.
Przez chwilę czuł jak miejsce uderzenia łbem w podłogę pulsowało tępym bólem. Z cichym przekleństwem na ustach podniósł się z ziemi i całkiem przypadkiem spojrzał na zegarek. Ziewnął głośno. Godzina 8... No cóż, na trening nada się jak każda inna, a on trochę się rozbudzi.
Udał się do łazienki z ubraniami do jazdy, gdzieś na krześle walało się przebranie mikołaja... Jako właściciel Harleya wziął udział w paradzie mikołajów-motorzystów. Ubrał się pospiesznie, golenie zostawiając na później(zaczątki brody się zaczęły pojawiać...). Wyszedł na podwórze, wzrokiem zahaczając wzrokiem o Bastę, sukę border collie mieszkającą w stadninie. Uśmiechnął się krótko.
Zawsze lubił psy... Żwawo ruszył do stajni.
Z szafeczki wziął sprzęt do skoków. Standardowo umieścił go na ławeczce przy myjce, a potem ruszył po klacz. Powitał ją kilkoma smaczkami - jabłkowym, owocowym i bananowym. W końcu święta... Trzeba być raz w roku rozrzutnym. Otworzył przed nią drzwi boksu, a ona zarżała cicho na powitanie. Uśmiechnął się szerzej i poprowadził ją na myjkę, stanowczo trzymając kantar.
Cóż... Wiedział, że jest zdolna do żartów w najmniej odpowiednich momentach. Ziewnął krótko, na co klacz zareagowała postawieniem uszu.
~Co? Niewyspany? - zdawało się mówić jej spojrzenie.
Na myjce pozostawił ją luzem, wziął się za porządne czyszczenie. Potem pospiesznie ją osiodłał, sprawdził popręg, strzemiona... I wsio! Wyprowadził klacz na podwórze, złapał wodze i brnąc przez lud i błoto poprowadził ją na półhalę. Tam przywitał się ze swoim starym kolegą - Mariuszem, chciał dziś zapoznać z nim klacz. Tylko tam trenował z nią zimą... W końcu w innych miejscach błoto, śnieg, nieprzyjemnie. Rozpieszcza ją. Powinien w końcu przygotowywać do takich warunków, a nie... Na hali wspiął się w siodło. Zacmokał, wypychając ją z krzyża i w stępie zaczął rozgrzewkę. Ósemki, wężyki, wolty. Zacmokał cicho, dając sygnał łydkami i wypychając ją z krzyża. W dość wolnym kłusie poprowadził ją po wolcie ze zmianą kierunku, potem spróbował też ósemek i wężyków. Na koniec rozgrzewki pospieszył ją do galopu i poprowadził wzdłuż brzegów półhali. Poklepał ją po szyi, szepcząc jakąś pochwałę. Pomagający mu dziś przy treningu stary znajomy w tym czasie ustawił przeszkody. James w podziękowaniu skinął mu głową.
W galopie poprowadził ją na ścieżkę. Pierwszą przeszkodą na rozgrzewkę była stacjonata 50cm. Hope pokonała ją bez problemu rżąc wyzywająco. Dalej kopertówka 60cm. James przypilnował by nie szarżowała na przeszkodę, jak to miała w zwyczaju robić. Szara zwolniła posłusznie, prychając z niezadowolenia. To ona powinna decydować jak ma najeżdżać na przeszkodę! Wybiła się kilka sekund po danym przez niego sygnale. Wymierzył miejsce wybicia przeciętnie dobrze. W końcu żaden z niego profesjonalista... Klacz zbaskilowała w locie, wyciągając do przodu szyję. Twardo wylądowała a James mimowolnie westchnął. Te twarde lądowania były w nią tak wbudowane... Cmoknął krótko, bo za przeszkodą zwolniła - przeważnie szarżowała na kilka pierwszych przeszkód a potem szła już spokojnie, miarowo. A teraz nawet za wolno. Wyrównała tempo według jego wskazań. Już lecieli na następną przeszkodę - stacjonatę 80cm. Lekko ścięli zakręt w prawo, przez co mieli nieco skośny najazd na przeszkodę. Klacz wybiła się trochę bliżej niej, zbaskilowała szybko, rżąc cicho. James usłyszał ciche stuknięcie o poprzeczkę, po lądowaniu nasłuchiwał - klacz zresztą też - czy przypadkiem poprzeczka nie runęła na ziemię. Po kilku fulach rozległo się ciche pac i już wiedzieli, że tak było. Ta chwila oczekiwania trwała zaledwie kilka sekund, bo przecież od następnej przeszkody dzieliło ich tylko koło 10 metrów. A było to 80cm kopertówka. Szara przeskoczyła ją, tym razem wkładając więcej energii w wybicie, więc tym razem nawet nie stuknęła w poprzeczkę. Porażki często podbudowywały ją do dalszej pracy. James skierował ją na prawo, tym razem nie ścinając zakrętu. Ostatnia przeszkoda na tym torze - stacjonata 80cm - była kawałek od nich. Pozwolił nieco przyspieszyć klaczy, by nauczyć ją nadrabiania czasu na wolnych przestrzeniach. Średnio-blisko przeszkody dał jej sygnał do wybicia, a ona spokojnie zaufała jego wyborowi i udało jej się bez przeszkód pokonać stacjonatę.
James ściągnął wodze, zwalniając ją do kłusa, potem do stępa. Okrążył pół halę, dając jej chwilę odpoczynku a potem zatrzymał się przed swoim starym kumplem - Mariuszem.
Zsunął się z siodła, lądując obok niego. Z uśmiechem podał mu wodze. Ciekaw był, jak klacz zachowa się pod siodłem, kiedy jeźdźcem będzie kto inny. Mężczyzna zmarszczył brwi, spoglądając na jego uśmiech. Klacz spojrzała na niego zadziwiona, ale w żadnym razie wystraszona i odwróciła lekko łeb ku Jamesowi.
-Pojedzie na tobie.
Jego spokojny ton dał jej jakby do zrozumienia, że to nie seryjny morderca koni. Odprężyła się więc nieco a James walnął się na ławce. Mariusz wspiął się w siodło, dał pomoce do stępa... I nic się nie stało. Hope stała, czekając co zrobi, a jej właściciel uśmiechnął się pod nosem. Ciekawe, czy to wyglądało na początku tak samo? Wtedy, kiedy on ją sprawdzał? Mariusz ponowił pomoce, uparcie domagając się stępa, dopóki nie ruszyła. Potem Hope grzecznie ruszyła kłusem, a potem galopem. Zaczęła szarżować na pierwszą przeszkodę, całkowicie zapominając o Jamesie... Tuż przed nią skręciła gwałtownie a Mariusz zachwiał się w siodle, jedna z jego nóg wydostała się ze strzemienia. James podniósł się z ławki, patrząc jak jego przyjaciel spada na ziemię i jest ciągnięty przez kłusującą Hope. Jedna z jego nóg ugrzęzła w strzemieniu. James biegiem ruszył ku klaczy.
-Hope! Do mnie!
Na nieszczęście nie nauczył jej jeszcze tej komendy, a ona widząc, że ją goni zaczęła uciekać. Kurcze... Znała zabawę w berka. Przyspieszył, a Mariusz tylko jęczał cicho, próbując ją zatrzymać. James zatrzymał się i zagwizdał, zwracając jej uwagę. Zwolniła, a potem zatrzymała się, gdy mężczyzna wyjął ćwiartkę jabłka z szaszetki w pasie. Szara ruszyła w jego kierunku. Stopa Mariusza poluzowała się i w połowie drogi do Jamesa uwolniła się ze strzemienia. Jego kolega podniósł się z ziemi, trzepiąc ubranie i klnąc cicho. James chwycił wodze klaczy, pogładził delikatnie jej chrapy.
-Mówiłeś, że jest spokojna!
Blondyn zaśmiał się.
-Bo myślałem, że jest...
Mariusz warknął coś niezrozumiałego w jego kierunku.
-Jeśli teraz na nią nie wsiądziesz i nie poprowadzisz na przeszkodę to możesz nie zrobić tego nigdy.
Jego kolega pokręcił głową, spoglądając na szarą, jak na urodzonego szatana, a ona wtulała łeb w pierś Jamesa. Mężczyzna gładził ją lekko.
-To nie wsiądę.
Blondyn wspiął się w siodło.
-To siadaj i patrz.
Jeszcze raz poprowadził szarą po torze, tym razem bezbłędnie. Przez chwilę James poczuł z nią niezwykłe zgranie, ale była to zaledwie chwila... Mężczyzna po pokonaniu toru występował ją na półhali i zatrzymał się przed Mariuszem. Zeskoczył z siodła, złapał wodze i z kolegą u boku ruszył do stajni. Siwa zarżała groźnie w jego kierunku, na co brunet skrzywił się i odsunął lekko. James z trudem hamował śmiech. Klacz spoglądała na niego rozbawiona, lubiała bawić się ludźmi...
W stajni wyczyścił ją, poczęstował jabłkiem i pieszczotą i zostawił w boksie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dirnu dnia Czw 23:32, 27 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|