Skrzydlata
Kochana Pensjonariuszka
Dołączył: 01 Lis 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:50, 12 Sie 2012 Temat postu: Teren wytrzymałościowy - szlak do Błękitnego Stawu. |
|
|
Dzisiaj przyszedł czas na teren wytrzymałościowy i oczywiście musiało padać dzień wcześniej. Tak więc miałyśmy błotko, trochę brudno, obawiam się, że będzie ciekawie.
Kobył stał gotowy, czyściutki i w ogóle, z siodłem moim wszechstronnym. Tiss powoli oswajała się z nim.
Wyprowadziłam klacz przed stajnię, gdzie Karr pomogła mi wsiąść i ruszyłyśmy, na początek energicznym stępem. Ja się poprawiałam, a Tiss przyglądała pobliskim krzakom. Były taaakie przerażające.
Gdy już się ogarnęłam, zebrałam sobie wodze, po czym zaczęłam się zastanawiać gdzie pojechać. Pierwszy raz chyba nie miałam upatrzonej jakiejś trasy. Ale uznałam, że dobrze będzie pojechać na szlak do Błękitnego Stawu. Był on łatwiutki, nie długi, przyda się nam.
Zaczęłyśmy od dotarcia na jego początek w stępie. Tiss szła chętnie do przodu – już czułam ten galop. Po dojechaniu na szlak ruszyłyśmy spokojnym kłusem, chociaż Tiss chciała mi się wyrwać. Była kulą energii gotowa na uwolnienie. Jeszcze będzie miała czas, żeby się wyszaleć.
Szlak był mięciutki, co jakiś czas Tiss wykonywała zręczny większy krok, aby ominąć „brudną” kałużę, w której mogłaby pobrudzić swoje nienagannie czyste kopytka i pęcinki. Nie było to nic zdrożnego, mi to nie przeszkadzało, więc mogła sobie nawet robić skoki, jak lubi. Byle by mnie słuchała.
Tak więc kłusikiem dojechałyśmy do wzgórz po prawej stronie. Było to malownicze miejsce, gdzie teren wznosił się delikatnie, niewysoko, ale prześlicznie to wyglądało. Zachwycałam się widokiem, dopóki Tiss nie zobaczyła zająca. Ten szalony zwrot był nie do wysiedzenia na koniu wyścigowym w normalnym siodle wyścigowym – w rajdowym trochę mnie przygięło na lewą stronę, ale zaraz wróciłam do normalnej pozycji i gdy klacz się uspokoiła, przeszłyśmy do stępa, w tym tempie objeżdżając najmniejsze z trzech widocznych ze szlaku wzgórz.
Minąwszy jakiś budynek oraz jezioro po lewej stronie od szlaku, naszym oczom ukazały się dość wysokie góry – w porównaniu ze wzgórzami dużo wyższe. Wspaniale było móc na nie popatrzyć z grzbietu mojej dużej kobyłki.
W każdym razie jechałyśmy już kłusikiem, gdy przed nami pojawiła się w miarę prosta, długa droga, nieco wznosząca się i opadająca. Gdy tylko ją zobaczyłam, ruszyłyśmy galopem. Nie pozwalałam Tiss pędzić, mogłaby sobie coś zrobić, a byłoby to mało wskazane przed wyścigiem. Dlatego też pilnowałam równego, w miarę spokojnego tempa i pozwalałam jej biec aż do końca drogi. Klacz oczywiście korzystała i wyzbywała się nadmiarów energii nagromadzonych przez jeden dzień.
Szłyśmy równym tempem, a ja, widząc ostatnie wzgórze pojawiające się po prawej, zaczęłam zwalniać, aż przeszłyśmy do kłusa. Klacz miała nierówny oddech, ale była tylko nieznacznie spocona. Była chyba bardziej niezadowolona z brudnych kopytek – biegnąć już na to nie patrzyła.
Spokojnie kłusowałyśmy aż do końca trasy, a gdy ona się skończyła, droga do stajni jechałyśmy luźnym stępem. Tiss już uspokoił się oddech i prawie że wrócił do normy. Poklepałam ją delikatnie po szyi i pogładziłam jej szczyt. Był przyjemny w dotyku, delikatny i miękki.
Dojechałyśmy do stajni, gdzie zsiadłam i zaprowadziłam kobyłę do boksu. Tam rozsiodłałam i dałam cukierka. Na wszelki wypadek wrzuciłam na nią lekką derkę, gdyż chłodno się jakos robiło cały czas.
Post został pochwalony 0 razy
|
|