Skrzydlata
Kochana Pensjonariuszka
Dołączył: 01 Lis 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:27, 06 Sie 2012 Temat postu: Starty z bramek, czyli jak szybko nauczyć konia rozsądku |
|
|
Pełna zapału, skoczyłam dzisiaj do Bałtyckiej. Poprosiłam Karr, aby pomogła mi z Tissaią. Wyraziła podobne do mnie zdziwienie, kiedy weszłyśmy do stajni, a kobyłą była przygotowana, zresztą Brosza Karucha również.
- Nie pytaj mnie, nie mam pojęcia. – powiedziałam, kiedy Karr otworzyła usta, żeby o coś zapytać.
Wyprowadziłyśmy konie, nadal zdumione. Karr pomogła mi wskoczyć, po czym sama wsiadła na swoją klaczyllę. Ruszyłyśmy na tor.
Po dojechaniu ja zostałam na torze rozgrzewając się, a Karr poszła zostawić Broszę we wcześniej ugadanym boksie.
Na początek trochę stępa, po tym kłus. Tiss szła chętnie do przodu, wystarczało jej popuścić wodze. Tak więc stęp i kłus był za nami, gdy ruszyłyśmy galopem – trochę na jedną nogę, trochę na drugą, przy czym pamiętałam, żeby nauczyć ją zmian. Nie był to większy problem, gdy zajarzyła, zmieniała je przy delikatnym ruchu. Byłam z niej zadowolona.
Przeszłyśmy do stępa i spokojnie podjechałyśmy do bramek. Stała tam już Karuchna, która miała wprowadzać arystokratkę do boksu startowego.
Miałam nadzieję, że nic się dziać nie będzie, jednak przeliczyłam się. Nasza wspaniała klaczka postanowiła pokazać, że ona nie wejdzie do takiego małego i brudnego pomieszczonka i nie ma zamiaru mnie słuchać. Karr mocno trzymała Tiss wodzę i nie pozwalała się jej cofać, jednak klacz w końcu się zdenerwowała i wyrzuciła przód ciała w górę, wyrywając się Karrej, a mnie zrzucając – zrobiła coś takiego pierwszy raz w historii, wcześniej uważała to za zbyt „wulgarne”.
Byłam zła, oj byłam, utaplana w świeżym błocie (wczoraj spadł deszcz) podeszłam do niej i radością wysmarowałam ją błockiem. Klacz aż wzdrygnęła się i już miała ochotę uciekać, gdy Kar, również nie co umazana, złapała ją na wodze i brudną ręką pogłaskała jej łeb. To chyba byłą wystarczająca kara, zwłaszcza patrząc na minę Tiss. Tak... Była wręcz wściekła, przerażona, zniesmaczona i uległa, bo gdy wsiadła m na nią, klacz momentalnie weszła do boksu startowego i stała grzecznie, jak makiem zasiał. Pochwaliłam ją (brudną ręką ofc) i poprosiłam Karr o wypuszczenie. Przygotowałam się i dałam klacz mocnego klapsa palcatem w tyłek, aby wyskoczyła z bramki galopem. Pochwaliłam ją, kiedy to zrobiła i zaraz zwolniłam do kłusa i stępa.
Kolejny raz wjechałyśmy do boksu bez żadnych przeszkód i kolejny raz wyskoczyłyśmy jak oparzone – tym razem bez mojej pomocy. Jedno, co mnie zawsze zadziwiało u tego konia, że jak chciał, to potrafił się szybko uczyć i długo pamiętać, a w aktualnych warunkach, gdy obie byłyśmy brudne, ze mnie ściekało błoto na jej nieskazitelny grzbiet, a Karuchna brudnymi dłońmi dotykała jej pyska, uczyła się niesamowicie szybko – byle tylko szybko znaleźć się na myjce i umyć.
Jeszcze kilka razy wystartowałyśmy jak z procy z bramki, gdy uznałam, że wystarczy i jednym pełnym kołem rozstępowałam Tiss. Wszyscy na nas patrzyli dziwnie, a Tiss ciągle odwracała głowę, jakby jej to nie dotyczyło. Chyba nie chciała być widziana w takim stanie.
Karr przyprowadziła swoją klacz i ruszyłyśmy z powrotem do stajni.
Zsiadłam z Tiss i poszłyśmy na myjkę, gdzie ją uwiązałam i zdjęłam sprzęt.
„Do mycia” – uznałam, a po odłożeniu w bezpieczne miejsce ubłoconego sprzętu, zaczęłam myć Tiss, sama przy tym wracając do naturalnych kolorków. Klacz przyjęła wodę i mydło z zaskakującą ulgą.
Gdy była już czysta, wyprowadziłam ją na wybieg, gdzie pokłusowała sobie w słoneczne miejsce i skubała trawę. Ja poszłam wyczyścić sprzęt i się umyć porządnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|