Karuchna |
Wysłany: Czw 20:27, 03 Maj 2012 Temat postu: [20.04 - 02.05] Sprawozdanie z ciąży i porodu |
|
Napisane przez Gniadoszkę - naszego weterynarza
(Podczas całego okresu ciąży – 1 dzień to w przyspieszeniu 1 miesiąc!)
1. Gdy Karuchna zadzwoniła do mnie z wiadomością, że chce pokryć Broszę byłam niezmiernie szczęśliwa. Niemal od razu przyjechałam do Bałtyckiej, aby przebadać klacz, zaszczepić ją i odrobaczyć. Klacz była w dobrym stanie. Dzień po tym przewiozłam ją do kliniki, aby móc monitorować często jej stan. Szansa na zaźrebienie nasieniem mrożonym to zaledwie 50%, więc trzeba było jeszcze wybadać najlepszy moment.
2. Od kilku dni obserwowałam Broszę, aby stwierdzić najdogodniejszy moment do przeprowadzenia zabiegu inseminacji. W końcu doszło do tego, że badałam ją nawet 6 razy dziennie, ale aby zwiększyć skuteczność zabiegu miałam tylko kilka godzin po jajeczkowaniu. Klacz przebywała w klinice, gdzie miałam już przygotowany cały sterylny sprzęt. Gdy stwierdziłam wreszcie że klacz jest gotowa, wdziałam rękawiczki i poszłam odmrozić nasienie, a Karuchnę poprosiłam o podwiązanie ogona klaczy. Kiedy Karuchna starała się uspokoić klacz która była nieco zestresowana całą sytuacją, ja wyjęłam słomkę z nasieniem z ciekłego azotu i rozmrażałam ją przez ok. pół minuty w temperaturze 40*C. Żeby skrócić czas zabiegu i tym samym stresowania klaczy, Karuchna, jako że wcześniej też była weterynarzem, zajęła się myciem, dezynfekcją i osuszeniem sromu. Brosza nie była zadowolona z całej sytuacji, w sumie nic dziwnego. Ja zajęłam się nasieniem, chciałam żeby wszystko poszło w miarę sprawnie. Osuszyłam i odcięłam spawy i delikatnie zlałam nasienie do probówki i napełniłam kateter połączony ze strzykawką. Karr poinformowała mnie, że już nawet posmarowała srom żelem poślizgowym. Nasienie zostało zaaplikowane w miarę szybko i po krótkim czasie klacz mogła już wrócić do stajni. Poinformowałam Karr, że przyjadę za 2-3 dni i potwierdzę czy nasienie się przyjęło.
3. Obiecane 2 dni później przywiozłam na stanowisko Broszy USG. Klacz była trochę wystraszona i mimo prób nie chciała dać się nasmarować żelem. Gdy nam się to udało i przeprowadziłam USG z radością stwierdziłam, że zabieg się powiódł i klacz jest w ciąży. Karuchna była równie szczęśliwa jak i ja.
4. Codziennie monitorowałam stan klaczy, a co kilka dni robiłam USG. Kartę wystawiałam jedną na miesiąc, nie widziałam potrzeby wystawiania jej częściej, tym bardziej że nic złego się z płodem nie działo. W trzecim miesiącu zaszczepiłam ją przeciwko wirusowi EHV-1.
5. Po czterech miesiącach poznałyśmy już płeć źrebiątka. Okazało się ono malutką klaczką. Po zbadaniu Broszy okazała się ona zdrowa, więc nic a nic nie zagrażało malutkiej.
6. Miesiąc później źrebiątko nabrało już ładnego zarysu i było prawidłowo ułożone w macicy. Brosza była w dobrej formie, trochę się denerwowała przy dotykaniu brzucha, ale wszystko ułatwił fakt, że zdążyła się oswoić z całą aparaturą. Jako że to był 5. miesiąc drugi raz zaszczepiłam klacz przeciwko wirusowemu ronieniu klaczy.
7. W szóstym miesiącu wszystkie narządy klaczki były już rozwinięte. Brosza nabierała kształtów i coraz bardziej nie lubiła dotykania brzucha, jednak spokojny głos i głaskanie jakoś pomagały. W siódmym miesiącu ostatni raz zaszczepiłam klacz przeciwko EHV-1. Źrebaczek był już wykształcony i bardzo szybko rósł.
8. W ósmym miesiącu Brosza wyglądała jakby połknęła koło ratunkowe. Takie duże. Ale to był tylko powód do radości. Źrebaczek rósł coraz szybciej, a co najważniejsze był prawidłowo ułożony.
9. W dziesiątym miesiącu USG nie wykazało żadnych nieprawidłowości, wręcz przeciwnie. Termin porodu był już blisko. Źrebaczek był już bardzo duży, podobnie jak brzuch Broszy.
10. Poród się opóźniał i to bardzo długo. Już ponad 3 tygodnie po terminie, martwiłam się aby nic złego nie stało się Broszy i źrebakowi. Razem z Karuchną spałyśmy na sianie, niedaleko boksu klaczy, jednak na razie nic nie zapowiadało porodu.
11. Tego ranka klacz zaczęła się kręcić po boksie, grzebała nogami w ziemi. Wstawała i zaraz podnosiła się, była bardzo nie spokojna. Zaczął się pierwszy etap porodu. Przychodziłyśmy do klaczy co 2-3 godziny, ten etap trwa dość długo, spokojnie miałyśmy czas do późnego popołudnia. Pod wieczór, klacz dostała już bardzo silnych skurczy. Klacz położyła się i już nie wstawała. Bóle były coraz silniejsze, a po chwili pojawiły się przednie nogi źrebaczka. Pół godziny później było po wszystkim. Klacz po krótkim odpoczynku zaczęła interesować się swoją córką o wprost cudownej maści. Podeszłam i spryskałam pępowinę środkiem antyseptycznym. Szybko wyszłam zostawiając Broszę i maleństwo same. Mała szybko podjęła próby wstania, jednak nie wychodziło jej to zbytnio. Kiedy już udało jej się stanąć na własnych nogach od razu zaczęła pić mleko. Po dwóch godzinach klacz wydaliła łożysko w całości, więc nie było powodów do obaw. Zebrałam swoje rzeczy i powiadomiłam Karuchnę, że przyjadę obejrzeć Baronetkę, jak nazwała maleństwo, jutro i będę obserwować ją przez kolejnych 5 dni. Zaznaczyłam też, że przez pierwsze 3 dni źrebak powinien zostać w boksie i nie wychodzić na padok, gdyż ma jeszcze słabo wykształcone puszki kopytowe. Potem pojechałam dając Karr nacieszyć się wyczekanym źrebaczkiem. |
|