Dirnu
Jam Instruktor!
Dołączył: 19 Wrz 2012
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:13, 03 Maj 2013 Temat postu: Skoki - trening z Lamą (3 Maja 2013) |
|
|
Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Odebrałam. Po drugiej stronie usłyszałam głos Dirnu. Pytała czy nie wpadłabym do niej do stajni żeby poskakać na jej klaczy o imieniu Czas Nadziei. Oczywiście zgodziłam się. Chwilę później przygotowałam sobie wszystkie niezbędne rzeczy, przebrałam się i pojechałam. Celem mojej podróży była "Bałtycka zatoka". Po chwili byłam już na miejscu. Nie marnując czasu, udałam się prosto do stajni. Rozejrzałam się po budyku w poszukiwaniu klaczy. Podobnie jak reszta koni, wychylała się ciekawsko z boksu obserwując przybysza. Podeszłam do niej i dałam obwąchać swoją dłoń. Ta jednak zamiast dłoń, zaczęła obwąchiwać moje kieszenie. Najwyraźniej już wyczuła przygotowane dla niej smakołyki. Delikatnie odepchnęłam jej głowę i pogłaskałam ją. Marchewki dostanie później, po treningu. Położyłam swoje rzeczy przy jej boksie i udałam się do siodlarni. Zabrałam stamtąd jej zestaw do pielęgnacji, ogłowie, siodło i ochraniacze. Zostawiłam wszystko obok wejścia do boksu. Pogładziłam Hope i powoli otworzyłam drzwi jej boksu. Chwyciłam uwiąz i przypięłam jej do kantara.
Wyprowadziłam kobyłkę z boksu i przywiązałam. Poklepałam ją po szyi i wzięłam zgrzebło. Zgodnie ze wskazówkami jej właścicielki najpierw dałam je jej do powąchania. Kiedy już się z nim oswoiła, zaczęłam rozczesywać sklejki itp. Gdy na jej sierści nie było już żadnej, wzięłam szczotkę. Ponownie, najpierw dałam Hope ją obwąchać, a następnie wyczesałam całą sierść klaczy. Wyczesałam też jej grzywę i ogon. Później wyczyściłam jej kopyta. Gdy siwa była już cała czysta, chwyciłam siodło i delikatnie położyłam na jej grzbiecie. Przez chwilę klacz tupała nogami i patrzyła na mnie z ukosa, jednak szybko uspokoiła się. Pogłaskałam ją po szyi i lekko zapięłam popręg. Następnie chwyciłam ogłowie. Zdjęłam andaluzce kantar i zastąpiłam go ogłowiem. Nie była zbyt chętna do wzięcia wędzidła, ale kiedy posmarowałam je kawałkiem marchewki, nie miała żadnych sprzeciwów. Założyłam jej jeszcze ochraniacze po czym wyprowadziłam na zewnątrz. Rozejrzałam się po obiekcie i ruszyłam w stronę półhali. Gdy byłyśmy już na miejscu, zapięłam klaczy popręg. Przywiązałam ją na chwilę i ustawiłam kilka przeszkód i drągów, a skończywszy, wróciłam do niej i wsiadłam.
Uregulowałam sobie strzemiona i ruszyłyśmy stępem. Na początek zrobiłyśmy jedno kółko na luźnej wodzy. Z każdym następnym zbierałam wodze coraz bardziej. Co dwa koła zmieniałyśmy kierunek jazdy. W co trzecim narożniku robiłyśmy też woltę. Kiedy wodze były już odpowiedniej długości, dałam klaczy łydkę i ta ruszyła kłusem. Jeździłyśmy na przemian całe koło i koło z woltą w każdym narożniku. Pomiędzy nimi jednak zmieniałyśmy kierunek półwoltą. Co cztery koła zmieniałyśmy kierunek ósemką. Po dwóch seriach czterokołowych, zwolniłyśmy do stępa. Luzowałam klaczy wodze, pozwalając jej lekko wyciągnąć szyję. Po dwóch kołach odpoczynku, ponownie ruszyłyśmy kłusem. Jeździłyśmy tak samo, tyle, że zamiast ósemki była przekątna. Po dwóch okrążeniach zauważyłam, że Hope bardzo przyspiesza i strasznie ciągnie do przodu. Postanowiłam zmienić trochę sposób naszej pracy. Jeździłyśmy robiąc w każdym narożniku obszerna woltę. Pomiędzy woltami starałam się jechać jak najszybszym kłusem, aby podczas wolty zwolnić i uspokoić klacz. Ćwiczenie przyniosło oczekiwany efekt. Siwa rozluźniła się i szła takim tempem jakiego od niej wymagałam. Zwolniłyśmy na chwilę do stępa. Poluzowałam jej bardzo wodze, tak, że mogła nosem prawie dotknąć szyi. Po chwili odpoczynku, ruszyłyśmy spokojnym kłusem. Po jednym okrążeniu skierowałam klacz na położone obok siebie trzy drągi. Na początku przechodziła przez nie niechętnie. Tuż przed nimi zwalniała i ledwo co podnosiła nogi, co efektowało ciągłym stukaniem. Ruszyłyśmy więc żwawiej. Nadal było kiepsko, ale z koła na koło szło jej coraz lepiej. Co chwilę oczywiście zmieniałyśmy kierunek bądź wracałyśmy na koło, aby zrobić kilka wolt i ósemek. Co jakiś czas robiłyśmy też jedno, dwa koła stępa. Po kilku takich seriach, zaczęłam naprowadzać klacz na małego krzyżaka (50 cm) . Siwa radziła sobie z nim bardzo dobrze. Widać było, że lubi to. Najeżdżałyśmy na niego z różnych stron. Po kilku seriach ( cztery skoki, koło odpoczynku) przyspieszyłyśmy do galopu. Dołączyłam też kolejne przeszkody: stacjonaty 60 cm i 80 cm. Sześćdziesiątkę klacz skakała bezbłędnie. Dobrze się wybijała i baskilowała. Z osiemdziesiątką szło jej nieco gorzej, ale i tak poprawnie technicznie. Po kilku skokach zwolniłyśmy do kłusa. Zrobiłyśmy kilka okrążeń przejść stęp -> kłus -> stęp. W między czasie też pojawiały się wolty w narożnikach i zmiany kierunku. Następnie przeszłyśmy do głównego ćwiczenia jakie planowałam na dziś. Były to skoki na kole. Wcześniej ustawiłam trzy stacjonaty rozstawione na kole o promieniu 20, kolejno na godzinie 12, 3 i 9. Przed każdą z przeszkód leżał też drąg na ziemi. Zrobiłyśmy jedno koło żwawym kłusem, kolejno do stępa, a następnie przeszłyśmy do galopu i najechałyśmy na pierwszą przeszkodę. Miała ona 70 cm. Starałam się jechać w bardzo lekkim dosiadzie. Następna stacjonata miała 80 cm, a kolejna 90cm. Klacz utrzymywała dobry rytm i trzymała się linii. Co jakiś czas przerywałyśmy ćwiczenie, aby zrobić kilka kół kłusem i stępem. Starałam się robić jak najwięcej wolt, przekątnych i ósemek. Chwilę później przechodziłyśmy ze stępa do galopu i kontynuowałyśmy ćwiczenie. Co jakiś czas Hope gubiła rytm i musiałyśmy zaczynać ze stępa od początku. Jednak poźniej udawało jej się utrzymać idealny rytm. Starałam się też, aby jej technika skoku była poprawna. Z każdym skokiem klacz radziła sobie coraz lepiej. Jej baskil był naprawdę godny podziwu. Gdy potrafiła pokonać kilka kół pod rząd w równym tempie wróciłyśmy na normalne koło. Zrobiłyśmy po dwa koła galopem w różne strony, po czym przeszłyśmy do kłusa. Przeskoczyłyśmy jeszcze parę razy małego krzyżaka i przejechałyśmy przez drągi. Następnie przeszłyśmy do stępa. Poluzowałam Hope wodze i popręg. Teraz już tylko stępowałyśmy, czekając aż boki andaluzyjki wyschną.
Kiedy sierść siwej była już sucha, skierowałyśmy się w stronę wyjścia. Zatrzymałam klacz, zeskoczyłam z jej grzbietu i chwyciłam wodze. Poklepałam siwą po szyi i ruszyłyśmy w stronę stajni. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, zdjęłam klaczy ogłowie i zastąpiłam je kantarem. Następnie zdjęłam z grzbietu klaczy siodło, a później ochraniacze. Wzięłam ręcznik i wytarłam dokładnie pot z ciała siwej. Później ponownie ją całą wyczyściłam. Gdy jej sierść była wyszczotkowana, a kopyta wyczyszczone, obdarowałam andaluzyjkę marchewkami, które wywęszyła na samym początku. Spisała się bardzo dobrze i zasłużyła na nie. Kiedy schrupała wszystkie, wprowadziłam ją do boksu. Przez jakiś czas głaskałam ją jeszcze. Po chwili spojrzałam na zegarek. Zabrałam swoje rzeczy, pożegnałam się z siwą i wróciłam do domu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dirnu dnia Śro 16:08, 15 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|