Dirnu
Jam Instruktor!
Dołączył: 19 Wrz 2012
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:21, 20 Wrz 2012 Temat postu: Lonża (24 lipca 2012) |
|
|
James cudem zlazł rano z wyra.
Taak. Trochę się chyba zapomniał przy wczorajszym czytanku przy kieliszku wina. Położył się spać chyba o trzeciej... Spojrzał na zegarek. Dwunasta. Nie jest najgorzej. Mimo wszystko westchnął i wstał. Po standardowym poranku (śniadanie, mycie zębów, ubranie się, wzięcie tego co trzeba) ruszył do stajnii. Od razu zaszedł do boksu VI w skrzydle ogierów...
-Hej, szara.
Wyciągnął w jej stronę rękę ze smakołykiem, gdy go wzięła sprawdził, czy da mu się pogładzić po chrapach. Sama podsunęła łeb. Najwyraźniej była trochę rozpieszczana w poprzednim domu. Delikatnie przejechał jeszcze ręką po jej szyi, a potem ruszył do siodlarnii. Przez kilka minut stał przed otwartą szafką, zastanawiając się, czym ma się z Hope zająć. Ostatecznie zdecydował się na join up i trochę pracy naturalnej, więc wziął tylko kantar z uwiązem, lonżę, pas i ogłowie. Po drodze zostawił niektóre z tych rzeczy na myjce. Wrócił do klaczy. Nadzieja chyba wyczuwała, że coś się święci, bo jakby go oczekiwała ze wzrokiem utkwionym w miejscu, w którym zniknął. Mężczyzna założył siwej kantar - udawała spokojną, pewnie będzie trochę szaleć na treningu - a potem dopiął uwiąz. Otworzył przed nią drzwiczki boksu. Potem wylądowali na myjce, on szorował klacz, pozbywając się wszelkich brudów, a ona cały czas się kręciła, śledziła go wzrokiem i odwracała łeb. I nagle cap! Usłyszał przy swoim uchu kłapnięcie zębami i cofnął się. A, no tak... Przecież hodowca mu mówił - bądź ostrożny przy czyszczeniu. Jakby nie mógł wprost powiedzieć, co klacz będzie robić. James westchnął cicho i podsunął jej pod chrapy pierwszą szczotkę. Siwa, jakby zadowolona z tej reakcji zarżała krótko i postawiła uszy. Obejrzała dokładnie szczotkę. Delikatnymi ruchami, wciąż śledzony wzrokiem konia zaczął ją czyścić dalej. Gdy upewnił się, że wszystko w porządku dodał troszkę siły do czyszczącej ręki, żeby nie wyczyścić jej tylko powierzchownie. Tą samą techniką wyczyścił ją do końca. A potem siodłanie. Zdjął klaczy kantar, podsunął wędzidło i kiedy je przyjęła, co zrobiła z ociąganiem, dopasował wszystkie paski i sprawdził, czy ogłowie dobrze leży. Potem założył jej pas, sprawdził czy nie jest zapięty za lekko czy za mocno... Po tej kontroli dopiął uwiąz do jednego pierścienia wędzidłowego. Poprowadził siwą na dwór. Zamrugał, lekko oślepiony słońcem. Klacz chyba niedawno była na pastwisku, bo światło nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Rozglądała się tylko ciekawsko wokół. Będzie jej musiał zrobić wycieczkę krajoznawczą. Tymczasem zacmokał, zachęcając ją do stępa i nagrodził ją krótką pieszczotą, bo posłuchała. Spokojnym krokiem doszli do round penu, na szczęście wolnego. W środku James odpiął uwiąz, z kieszeni wyjął zwinięte lonże. Tuż po zamknięciu lonżownika przywołał siwą po imieniu do siebie. Jeszcze swojego miana nie kojarzyła, więc musiał sam do niej podejść. Zatrzymał ją ze stępa i wziął się za dopinanie lonży. Najpierw dał jej obwąchać linki. Zaraz się jeszcze da jej rozejrzeć... Najpierw lewa strona. Przewlekł lonżę przez najniższy pierścień pasa i dopiął do lewego pierścienia wędzidłowego w ogłowiu, to samo zrobił ze stroną prawą. Lonże wziął w lewą rękę. Wycofał się lekko, stając naprzeciwko biodra klaczy.
-Whoa.
James po tym sygnale zacmokał. Klacz weszła w stęp, niepewnie zerkając w jego stronę. Wyglądał na wypranego z emocji. Kiedy siwa wchodziła na koło, on cofnął się od niej o jakieś cztery metry. Wysunął lewą dłoń do przodu i czekał. Hiszpanka szła po kole, straciła swoją ekstrawaganckość przez nową sytuację. Na razie nie miał zamiaru jej uspokajać, bo go nie znała i mogły zdarzyć się skutki uboczne. Dał klaczy luz, by mogła się rozglądać wokół, gdy schodziła z koła dawał jej delikatne sygnały, lekko pociągając odpowiednią lonżę. Po kilku okrążeniach w spokojnym stępie obniżyła szyję i jej uszy stopniowo przestały latać wokół. Wtedy zatrzymał ją, lekko ściągając obie lonże. Klacz spojrzała w jego stronę, uśmiechnął się lekko, żeby wiedziała, że zrozumiała sygnał. Potem skrócił prawą lonżę, stopniowo z ruchem klaczy oddawał lewą. Klacz na razie tylko zwróciła łeb w odpowiednią stronę. Zacmokał, jej kopyta poruszyły się niepewnie w miejscu. Zacmokał jeszcze raz i dotknął lekko prawą lonżą zadu. Wtedy siwa ruszyła, najpierw powoli i dość niepewnie, potem żwawo. Zawróciła a James nagrodził ją:
-Bien!
Tak, nagradzanie jej po hiszpańsku... Żeby wiedziała o co chodzi. I klacz zrozumiała, posłała ucho w jego stronę, chyba nieco zdziwiona słowem w ojczystym języku. Kolejne kilka kółek w stępie i znów zwrot. Tym razem jednak dłonie odwrotnie: skraca lewą, oddaje prawą i zachęca do ruchu cmokaniem. Klacz co chwilę patrzała w jego stronę, by upewnić się, czy robi to prawidłowo. Podczas wykonywania manewru nie okazywał uczuć, dopiero po jego skończeniu posyłał jej uśmiech i nagradzał głosem:
-Bien!
Widać było, że robienie postępów samo w sobie cieszyło klacz. Jej ruchy stawały się po nagrodzeniu poważniejsze, chód robił się nieco bardziej wyzywający. To dobry znak. I umiała pracować z mało znanymi sobie osobami, oczekując od nich sygnałów i współpracy. Zacmokał, lekko zachęcił ją do przyspieszenia prawą lonżą. Siwa zaokrągliła szyję i ruszyła kłusem naprzód.
-Bien.
Przez dwa kółka trzymał ją w aktywnym kłusie, potem znów ściągnął lekko obie lonże i zwolnił ją do stępa. Następny zwrot. Będą powtarzać ten manewr 4 do 6 razy na każdej lonży, dopóki klacz nie zacznie tego robić płynnie i pewnie. Jednocześnie skraca prawą i oddaje lewą lonżę, pilnuje przy tym tempa. Cmokanie dość dobrze pobudzało klacz, więc nie musiał jej popędzać lonżą. Przy wykonywaniu manewru była średnio pewna siebie, nadal się nie przekonała co do własnych sił i rozumienia jego ruchów.
-Bien.
Posłał jej kolejny uśmiech i po kółeczku w stępie znów popędził ją do kłusa. Dopiero po opanowaniu tych manewrów zaczną galopować... Spojrzał na zegarek. Siedzą tu już z półgodziny. To zrobi jeszcze ostatnią powtórkę zwrotu i wracają do stajnii. Zwolnił klacz lekkim ściągnięciem obu wodzy. Potem skrócił lewą, oddał prawą lonżę i trzymał klacz na ostatnim kółku w stępie. Potem zaczął zwijać lonże i stopniowo zbliżać się do Hope. Zatrzymał ją, odpiął obie lonże, zwinął je i wsunął do kieszeni. Do ogłowia przypiął uwiąz i po zacmokaniu ruszył z siwą do stajni.
Uwiązał ją na myjce. Ogłowie zamienił na kantar, zdjął i schował pas do lonżowania do szafki, obok rzucił lonże. Potem wrócił do klaczy, wyszorował ją porządnie, odprowadził do boksu. Gdy była już w środku zdjął jej kantar i do żłobu wrzucił jabłko. Poklepał ją lekko po szyi.
-Dobra robota, siwa.
A potem ruszał z aparatem w teren.
Post został pochwalony 0 razy
|
|