Himbeere
Więcej sprzętu jak talentu
Dołączył: 27 Wrz 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:52, 28 Wrz 2012 Temat postu: Lekka jazda po przyjezdzie do Boucheron - GOLDI |
|
|
Lekka jazda po przyjeździe do Boucheron
Arcadia zdążyła się już u nas całkiem dobrze zadomowić, pozwiedzała ze mną teren stajni, pohasała po pastwiskach i powłaziła we wszelkie możliwe zakamarki. Resztę pokazał jej ojciec-Golden, którego to to wzięła za przewodnika. Od czasu przyjazdu wsiadłam na nią tylko raz, coby nie stała bezczynnie w boksie. Postanowiłam więc zorganizować dzisiaj lekki trening. Poranek był mglisty a za oknem szaro, chmury na niebie zapowiadały zbliżający się deszcz. Najchętniej zostałabym w łóżku z kubkiem kakao i albo owinęła się w koc i leżała przed telewizorem. Ale dobrze wiem, że moje lenistwo do niczego dobrego nie prowadzi, także zebrałam się z łóżka i po zjedzeniu szybkiego śniadania wybyłam do stajni. Arcadia przeżuwała resztki śniadania, gdy usłyszała moje kroki podniosła łeb a na dźwięk swego imienia raźno zarżała. Postałam chwilę przy jej boksie miziając ją po pyszczku. W stajni było nad wyraz spokojnie, ani stajennych, ani jeźdźców ani nikogo, nawet psy spały cichutko wtulone w świeże siano. Nie czekając dłużej udałam się do siodlarni po najpotrzebniejszy sprzęt. Zostawiłam go na wewnętrznym dziedzińcu i powędrowałam po kasztankę, następnie uwiązałam ją i ze spokojem rozpoczęłam pielęgnację. Zaczęłam od szyi, potem grzbiet i brzuch, pod popręgiem i zad. Miękką szczotką przeczyściłam główkę i nogi, rozczesałam ogon i grzywę i zabrałam się się kopyta. Cała pielęgnacja wypadła sprawnie i bez problemu, przystąpiłam zatem do siodłania. Po niecałych 10 minutach byłyśmy gotowe. W stajni zupełnie odechciało mi się spać, nawet pogoda nie przeszkadzała tak bardzo, a wręcz zachęcała do ruchu na świeżym powietrzu, postanowiłam rozgrzewkę zacząć w lesie. Ubrane wyszłyśmy przed stajnię, tam uregulowałam strzemiona, dociągnęłam popręg i sprawdziłam czy wszystko jest na swoim miejscu. Zamknęłam drzwi stajni i jednym susem wsiadłam na grzbiet Arcadii. Zebrałam wodze, klacz mimowolnie zechciała ruszyć do przodu. Zatrzymałam ją lekko dosiadem i wodzami i dopiero po chwili dałam znak aby ruszyła, kierowałyśmy się w stronę leśnych alejek. Odkąd podpisałam umowę kupna części lasu jestem spokojna o bezpieczeństwo koni i ludzi, poza tym swobodnie możemy delektować się świeżym leśnym powietrzem bez obaw, że wkraczamy na prywatny teren. Po drodze minęłyśmy znany czworobok, parkur, halę oraz basen, Arcadia była zaciekawiona i żywo stępowała. Rześkie, przyjemne i wilgotne, powietrze rozbudzało lepiej niż poranna kawa : ) Działało tak nie tylko na mnie ale i na konia. Wśród drzew było zacisznie i spokojnie, gdzieniegdzie słychać było tylko poranne ćwierkanie ptaków, szłyśmy teraz energicznym stępem, widziałam ogromne zaciekawienie Arcadii nowym otoczeniem. Po kilku minutach stępowania sprawdzając wcześniej popręg, zakłusowałam. Wystarczyła naprawdę lekka łydka aby zachęcić konia do ruchu. Zebrałam trochę wodze na większy kontakt i powolutku, swobodnie prowadziłam kasztankę przez leśne zakamarki. Co jakiś czas odpuszczałam i znowu zbierałam wodze, międzyczasie wplatając przejścia do stępa. Arcadia ładnie niosła głowę i chętnie współpracowała, była bardzo zaciekawiona otaczającym ją leśnym ekosystemem więc co jakąś chwilę zatrzymywałam się i dawałam jej czas na porozglądanie się, obwąchanie. Po ok.15 minutach klacz była całkowicie rozluźniona, odpuściłam nieco wodze aby mogła wyciągnąć szyję i się odprężyć, niosła tak miękko i lekko, że chciałoby się tak siedzieć bez końca. Po kilku minutach swobodnego kłusa znów zaczęłam stosować przejścia i zatrzymania, za każde poprawne głośno ją chwaliłam i pozwalałam na pół minuty stępa na luźnej wodzy. Większość zatrzymań wypadła dobrze i równo. Kolejnym ćwiczeniem było wydłużanie i skracanie kroku w kłusie. Tempo było optymalne – nie za szybkie, nie za wolne. Zaczęłam wykonywać półparady aby zachęcić klacz do skrócenia, potem chwila kłusa swobodnego a następnie wypchnęłam ją mocniej dosiadem, przykładając trochę mocniejszą łydkę co poskutkowało wydłużeniem kroku konia. Przejechałyśmy kłusem wyciągniętym kilka odcinków następnie coraz bardziej zbierając chód. Wypadło to całkiem dobrze. Wjechałyśmy na dość szeroką ścieżkę, która prowadziła daleko daleko w las, przeważnie tutaj się ścigamy. Tym razem nie miałyśmy ani z kim ani ochoty, dlatego zamiast wyścigów zarządziłam jazdę slalomem kłusem, dla utrudnienia - ćwiczebnym. Na początku poprawnie, szybka reakcja na pomoce, ładnie skręcała, jednak później przyłożyłam przez nieuwagę zbyt mocną łydkę co spowodowało, że klacz się wystraszyła i pomyślała, że to znak do zagalopowania. Poleciała więc kilka taktów galopem, przed siebie. Szybko ją jednak uspokoiłam wymawiając przy tym szereg przeprosin, jak to zwykle ja mam w naturze prowadzić monologi z końmi. Po chwili przerwy znów zakłusowałam i powróciłam do ćwiczeń, teraz pilnowałam swych łydek 2 razy bardziej uważnie. Następnie chwila przerwy w luźnym stępie i zagalopowanie. Lekka łydka, wypchnięcie dosiadem i odrobinę większy kontakt. Arcadia uniosła się jak sprężynka, lekkim, harmonijnym galopem, czysta przyjemność! Nie musiałam robić nic specjalnego, tylko pilnować swych łydek i trzymać delikatny kontakt a koń swobodnie się poruszał co jakiś czas parskając. Pogalopowałyśmy aż do końca tej ścieżki, następnie skręciłyśmy na drogę prowadzącą do stajni. Po sporej dawce galopu chwila kłusa i do stępa. W duchu byłam bardzo zadowolona z tej jazdy, rysował mi się fajny obraz wspólnej przyszłości, owocnej przyszłości. Gdy tylko dotarłyśmy do stajni zsiadłam, rozsiodłałam klacz i odstawiłam ją do boksu. Tam okryłam ją lekką derką, wrzuciłam smakołyki do żłobu a sama poszłam do domu ogrzać się i wypić ciepłą herbatę.
by Goldi
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Himbeere dnia Pią 9:53, 28 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|