Tiara
Więcej sprzętu jak talentu
Dołączył: 21 Sty 2013
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:08, 21 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Przyjechałam do Bałtyckiej Zatoki, by zbadać klacz Kklodi - Infinitely Perfect. Przywitałam się z Karuchną i właścicielką konia, który miał być moim dzisiejszym pacjentem. Dziewczyna zaprowadziła mnie do boksu klaczy, a ja uśmiechnęłam się na widok karej głowy, którą ta wystawiła znad drzwi, by mi się dokładnie przyjrzeć.
- Witaj, piękna - powiedziałam cicho i wyciągnęłam do niej rękę, by mogła mnie obwąchać. Gdy już zaakceptowała moją obecność, poklepałam ją po szyi i poczęstowałam marchewką.
Właścicielka wyprowadziła konia z boksu, po czym wyszłyśmy razem przed stajnię. Dziewczyna przeprowadziła kilka razy klacz w kłusie po prostej nawierzchni, bym mogła ocenić, czy nie kuleje. Gdy stwierdziłam, że wszystko jest w porządku, Kklodi ustawiła karuskę tak, żebym mogła bez problemu podejść do niej z każdej strony.
Stanęłam przy głowie klaczy i przycisnęłam dwa palce do tętnicy twarzowej znajdującej się pod jej żuchwą. Po minucie odsunęłam się, zapisując, że tętno wynosi trzydzieści pięć uderzeń na minutę, czyli w normie. Później przyłożyłam rękę do nozdrzy, by sprawdzić ilość oddechów. Perfect oddychała spokojnie i miarowo. Trzynaście oddechów na minutę to wynik w normie, jednak widać było, że klacz trochę się niepokoiła. Nie martwiłam się tym jednak, w końcu kara była jeszcze młoda i miała jeszcze sporo czasu na przyzwyczajenie się do badań weterynaryjnych. Uniosłam następnie wargę klaczy i przycisnęłam palec do jej dziąsła, które się odbarwiło i szybko nabrało pierwotnego koloru. Czas kapilarny w normie, a błony śluzowe różowe - czyli w porządku. Poklepałam klacz i podeszłam do jej zadu. Zaleciłam Kklodi by pewniej ją przytrzymała i odwróciła jej uwagę od tego co ja będę wyczyniać. Sama założyłam rękawiczki i zwilżyłam termometr. Podniosłam ogon klaczy i delikatnie wsunęłam termometr w jej odbyt. Perfect wzdrygnęła się, jednak odpowiednio uspokajana przez właścicielkę, nie ruszyła się z miejsca. Po dwóch minutach wysunęłam urządzenie i odczytałam wynik. Temperatura wynosiła trzydzieści osiem stopni Celsjusza i mieściła się w normie. Zdjęłam rękawiczki i zdezynfekowałam od razu termometr w zimnej wodzie, po czym wróciłam do konia. Na koniec ujęłam kawałek skóry w dwa palce, by sprawdzić czy Perfect nie jest odwodniona. Puściłam skórę, która od razu wróciła na swoje miejsce, co było oznaką dobrego nawodnienia.
Kklodi powiedziała mi, że klacz walczyła na pastwisku i ma na łopatce niewielką ranę. Zauważyłam to już wcześniej, jednak najpierw chciałam sprawdzić wszystkie parametry. Obejrzałam ranę, która była płytka, jednak warto było ją opatrzyć. Najpierw przemyłam ją roztworem soli i mimo, że był rozcieńczony, po ciele klaczy przebiegł dreszcz spowodowany szczypaniem. Wzięłam następnie butelkę z Aluspray'em i potrząsnęłam nią. Później dałam ją klaczy do obwąchania i psiknęłam na próbę w powietrze, żeby kara przyzwyczaiła się do tego dźwięku. Podeszłam ponownie do rany i zabezpieczyłam ją aluminium. Klacz zastrzygła uszami, słysząc dziwny dźwięk i czując na swojej skórze dziwny płyn. Poza tym przez cały czas była grzeczna, więc poklepałam ją i poczęstowałam w nagrodę cukierkiem, którego wygrzebałam z kieszeni.
- Rób to samo przez kilka dni, aż rana się zagoi, nie powinno to trwać więcej niż cztery dni - powiedziałam do Kklodi i podałam jej fiolkę rozcieńczonego roztworu soli (0,9%). Dowiedziałam się, że dziewczyna ma Aluspray, więc jej go nie zostawiałam.
Na sam koniec wzięłam swój sprzęcior do strugania kopyt i wróciłam do klaczy. Poklepałam ją po szyi i podniosłam jej nogę. Najpierw wyskrobałam martwą podeszwę kopystką, a potem przystąpiłam do działania. Przycięłam i wyrównałam czubek strzałki, następnie przycięłam kąty wsporowe, tak, żeby były ustawione równolegle do podłoża. Przycięłam ściany kopytowe do wysokości podeszwy, a potem odwróciłam kopyto i oparłam je sobie na kolanie. Wyrównałam górną część kopyta, a na końcu zaokrągliłam jego przód. To samo zrobiłam z pozostałymi trzema kopytami.
Odstawiłam ostatnią nogę klaczy i zebrałam sprzęt. Pogłaskałam klacz, która jest niesamowicie przyjaznym stworzeniem i chciała więcej, jednak musiałam się zwijać.
Uregulowałyśmy rachunki, pożegnałam się z koniem i dziewczynami, po czym wróciłam do domu. xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|