Paloma
Jam Instruktor!
Dołączył: 17 Cze 2008
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:16, 18 Sie 2010 Temat postu: Trening: Do startów na krótkim dystansie 1200m |
|
|
Mojemu wejściu do stajni towarzyszyło rżenie kobyłki. Redeem My Heart tańczyła w boksie. Może to wynik mojego widoku, ale bardziej prawdopodobne, że klacz nie mogła doczekać się jazdy. Była pełna energii, przedwczoraj miała jedynie karuzelę, wczoraj także. Jest więc pełna chęci i zapału do treningu na torze. Poszłam po sprzęt i już po chwili byłam w boksie klaczy. Bez problemu założyłam jej kantar i wyprowadziłam na zewnątrz stajni, gdzie ją starannie wyszczotkowałam. Z siodłaniem i szczotkowaniem problemu nie było. Choć właściwie Gniada rozochocona kręciła się. Gdy klacz stała w pełnym osprzęcie i gotowości, dosiadłam ją. Ruszyłyśmy na tor. Szłyśmy spokojnie wąską leśną ścieżką pełną... komarów i much. Ale co się dziwić? W końcu jest dziś parno i wilgotno, więc wiadomo, że owadów będzie w brut. Redeem jest wysmarowana na owady, ale mnie komary zjedzą żywcem. Klacz w stępie co chwila podkłusowywała, aż tu nagle... SRUUU! Wypaliła jak szalona galopem przed siebie. Zostałam w tyle w siodle, aż mnie odchyliło. Zanim zdążyłam dojść do siebie i zatrzymać klacz, ta sama się zatrzymała przed zamkniętą bramą toru. Jej gwałtowne zachamowanie spowodowało by niemalże mój upadek i przelot nad jej szyją. Na szczęście zdążyłam złapać się szyi i skończyło się tylko moim leżakowaniem na szyi gniadej. Ta stała, choć nadal w miejscu przebierała nogami, rzucała głową i rżała.
- Spokojnie, spokojnie.. - próbowałam daremnie wyciszyć klacz. W tym samym czasie brama została otwarta a my weszłyśmy na tor, gdzie Redeem dała kolejny popis swoich możliwości i niemal ze stępa ruszyła galopem przed siebie. Nie było innego wyjścia jak szarpnąć ją i wygiąć niemiłosiernie. Poskutkowało, klacz zatrzymała się. Jednak pokazała swoje niezadowolenie dębując.
- Co jest dzisiaj z Tobą? Za dużo wolnego, za dużo... - rzekłam stojąc pochylona w przód w strzemionach na "dwunożnej" klaczy.
- Za dużo energii? - rzucił z uśmiechem jeden z czyiś trenerów przechodzących obok toru.
- Zdecydowanie - odparłam.
Jakimś cudem udało mi się uspokoić rwącą klacz. Zaczęłam ją wyginać, robić wolty i ósemki. Niestety musiałam jechać cały czas na mocnych pomocach wstrzymujących, napiętej wodzy, mocnym dosiadzie i trzymać klacz w niskim ułożeniu i mocnym wygięciu, by nie pokazała po raz trzeci swoich niekontrolowanych możliwości. A w końcu, do trzech razy sztuka.
Po solidnej rozgrzewce i rozluźnieniu, a także średnim utemperowaniu klaczy, poprosiliśmy o maszynę startową.
Przećwiczymy dziś wszystko: start, prostą, posył oraz podwójna zmiana nogi na zakręcie. Co prawda dystans jest krótki, bo zaledwie 1200m, ale na tym torze liczy dwie proste oraz jeden zakręt.
W startboksie w Redeem znów obudził się demon i charakter dał się we znaki. Dreptała w miejscu, unosiła głowę. Oprócz jej uderzeń kopytami o ziemię słychać było głośne chrapanie. Klacz rozdęła chrapy. Trzask! Drzwi startboksu otwarły się.
Z hukiem klacz wycwałowała niemalże z maszyny. Jednak udało mi się w porę ją zdominować i udało mi się zwolnić do szybkiego galopu, po co od razu tracić energię? Prostą przejechaliśmy więc w miarę jednostajnym tempie. W miarę, ponieważ czułam jak te 500 kg mięśni chce się wyrwać cały czas do przodu, byle szybciej i szybciej. Ale nie, kontrolowałam ją cały czas. Wejście w zakręt. Przeniosłam ciężar ciała, przesunęłam wewnętrzne biodro do przodu i zmieniłam napięcie wodzy. Klacz błyskawicznie zmieniła nogę, nie tracąc przy tym tempa. Łydka i odpuszczenie minimalne i klacz znów przyspieszyła, tym razem jednak na moje powyższe polecenie. Wyjście z zakrętu, przeniesienie ciężaru ciała z jednoczesną łydką i odpuszczeniem w pysku. Płynnie wykonana zmiana nogi i przespieszenie. Ostatnia prosta. Łydka, łydka, łydka. Posył, ciągły posył. Klacz przyspieszyła maksymalnie. Cwałując z całych sił, pewnie i odważnie przed siebie. Ja wtuliłam się niemal w siodło, zmniejszając opór powietrza. Redeem w swoim cwale niemało wydłużyła kroku, stuliła uszy, wypoziomowała pysk i wydłużyła szyję. Celownik.
Uniosłam się w strzemionach, zwarłam stopniowo wodzę i stopowałam klacz. Przeszłyśmy do spokojnego galopu, następnie do wydłużonego kłusa po czym wystopowałyśmy do stępa.
- Bardzo dobrze Mała, bardzo dobrze. - rzekłam i poklepałam klacz.
Spojrzałam na czas. 2'11" Czas poprawiony o 0'01". Byłoby lepiej, gdybym wypuściła klacz wcześniej i pozwoliła jej galopować szybciej na pierwszej prostej. Jednak, póki co nie szykujemy się do żadnych Derby i innych a jedynie do zwykłych wyścigów. Po co więc przemęczać konia?
Zjechałyśmy z toru i ruszyłyśmy stępem do stajni. Mimo biegu, Gniada dalej była.. podjarana i co chwilę podkłusowywała. Dlatego, gdy podjechaliśmy pod stajnie i wyszczotkowałam ją, postanowiłam wypuścić na padok, gdzie klacz dała upust swoim emocjom i energii.
Post został pochwalony 0 razy
|
|